sobota, 15 listopada 2008

4

- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Trójka kołysze i zapada w pamięć jak zakładka w książkę wpada, by po chwili wyczarować dwójkę tańczącą na samym tylko brzegu, brzeżku stołu. Biodra oparte o dłonie, aż dziw, że nie wypadną z łożyska miednicy.
- W miednicy myliśmy najmniejsze dzieci. Moje rodzeństwo było liczne i nieskore do żartów. Wszyscy z poważnymi minkami czekali na swoją kolej. Matka brała delikwenta w prawą rękę, lewą dzierżąc mydło. Płukała myśli długo i swobodnie.
- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Dwójka przestaje dawać radę, patroszy koło "przejścia i wyjścia" z taką niezdarną siłą, że patrzący z klęczek powstają i biegną co sił w krzyku, by tylko domyć barwnik przemierzający ręce.
- Matka brała w ręce i nie wypuszczała, przepuszczając wodę przez sito kanałów i kanalików wyrzeźbionych w jej naskórku przez najmniejsze dzieci.

Podnoszą się trąbki podchodzenia. Idąc w głąb sali dostrzegamy już lekko pijaną Wokal, jak tańczy przy oknie, co chwilę wznosząc w górę toast.
- Gdzie jest Repertuar?
- Nie mam pojęcia, sprawdźmy tamtego Murzyna.
- Nie, nie - popatrz!

Repertuar wyglądał jakby wypił dwa tuziny nawigacji, przepalając je 23`ką. Format nastąpił mu na odcisk i zagwizdał w ucho.

Brak komentarzy: