niedziela, 30 listopada 2008

Trzy wrocławskie bity

We Wrocławiu, tuż pod hotelem Tumski a za plecami policyjnego
patrolu, Ryba opowiada: "Synek, kurwa, rozumisz - ja od
gówniarza mam przejebany instykt antypałowy. Takim szczylem
byłem, pięć może lat miałem, się bawię takim żółtym
samochodzikiem, ale chujowy był strasznie, bo cały z plastiku,
no i bawię się tak w tę i tamtą, aż tu nagle, kurwa - idzie
chuj za mną! [tutaj Ryba obrazuje], no to ja spierdalam!,
kumasz, kurwa, synek, pięć lat miałem, gówniarzem byłem..."

Na koncercie Chłopomanii rzuciłem się ze sceny ale nikt mnie
nie złapał. W rezultacie popsułem telefon. Brak komórki ("brak
komórki"!) uświadomił mi, że "dawniej" ludzie poświęcali
więcej czasu na opowiadanie sobie tego całego "między".

Kiedy rozgrywają się te wszystkie historie, które się nam przydarzyły, a o których rozmawiamy spotykając się, skoro każde spotkanie spędzamy na opowiadaniu sobie historii?

czwartek, 27 listopada 2008

Kładka

Upławy matrycy wyglądają jak facebook. Żeby zostać czyimś znajomym udawaj dzika: "posłużyć się posturą Wielkiego Arka". Kasta:

kawałek

- kłopot z Haiti jak pożyczanie raźniej.

środa, 26 listopada 2008

Niedźwiedź wyczerpany


Wstąpiło we mnie jedzenie, ale nie znalazło hajsu - jeno tanie karty, bez dwóch waletów.








Wczoraj przywiozłem pierwsze rzeczy, dzisiaj drugą partię. Teraz stoję na balkonie, a balkon cały się kruszy, betonowy koszyk, i palę papierosa. W dole jakiś facet zdrapuje billboard, już nawet nie widzę, co wcześniej mógł reklamować.
Pokój jest niewielki, pięć kroków na trzy, spartańsko, ascetycznie urządzony. Jedna szafa, dwa materace, dwa stoły, maleńka sofa i roślina. Podgórni przyjedzie jutro, dzisiaj jest poniedziałek. W kuchni nie ma praktycznie nic, pokój współlokatora zamknięty - ten będzie w środę. Teraz czeka nas przewożenie książek, układanie rzeczy, dzielenie się półkami. Drewniana podłoga, nie obita linoleum, to dobrze. Za pół godziny mam zajęcia, muszę się zbierać.

[...]

Na ukraińskim kombinowałem z Kościólkiem w jaki sposób można usprawiedliwić siedem nieobecności nie powołując się na fikcyjną śmierć w rodzinie. Do niczego nie doszliśmy. Jedynie Natalia zaoferowała pomoc przy załatwieniu zwolnienia. Coś się wymyśli, jakoś się wybrnie z tej absencji. W końcu jest dopiero listopad.
Byłem jeszcze w pracy, zostawić raport godzinowy za zeszły miesiąc w którym przepracowałem ledwie jeden dzień. Ale czterdzieści złotych piechotą nie chodzi, a tym bardziej kont bankowych nie odwiedza, więc się te pieniądze przydadzą. Jak każde.
Słucham Deerhof i piję sok wieloowcowy. Magda ma przyjść za półtorej godziny. Co jakiś czas wychodzę zapalić, biję się z myślą, żeby czytać "Rozmowę w <>", którą zacząłem w zeszłym tygodniu. To jest dobra książka, dobrze napisana. Ogoliłem się i obejrzałem kuchnię. Nic w niej ciekawego nie ma, ale przywodzi na myśl takie mikroskopijne, serialowe kuchnie, w których biedne rodziny rozpoczynają dzień od kawy i kanapek. I dobrze.

[...]

Oglądałem z Magdą pierwszą serię "X Files", a teraz jest już jutro, bo wczoraj zjedliśmy z Magdą rybę ze szpinakiem i położyliśmy się do łóżka. Podgórni przyjechał, przywiózł swoje rzeczy, rozłożyliśmy je elegancko i posprzątaliśmy pokój. Spotkanie z Bieńczyckim przełożyliśmy na jutro, jutro ma przyjść też Onak. Będziemy rozmawiać o planach. Dobrze, że nie na plantach.
Podgórni poszedł wziąść prysznic, ja przesłuchuję nagrania, jakie udało nam się zarejestrować w mieszkaniu Stępnia dwa tygodnie temu. Pijemy sobie broka i szykujemy się na pierwsze wspólne dragi w nowym mieszkaniu.

[...]

Bardzo smaczne.

[...]

Gówno. Jacek.

[...]

wtorek, 25 listopada 2008

Hazard [szkic]

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
wir
ni
k
87
98 76
67 01 87
87 65 43 21
09 81 07 09 11
76 43 55 28 98 32
16 72 93 17 03 77 63
ju ki tr km ja ew ku
iy bo za wu ks yw
po qi as yu ef jn
id ik yb nq ji
oi uj tr er
ow oq js
ie dx
pi
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i-------//-----//----//-//-----//----//--

72-FN-BH

nagranie 62 / techniką i wychowaniem

3.

Nic nie przeszkadza przy oporządzaniu koni. Klacz "Marika" jest posłuszna i mądra. Jej oczy są jak liście opadłe na jesień: gniją pod stopami, kiedy skradasz się przez las ze strzelbą na ramieniu i aparatem na szyi, próbując dostrzec fraktal kory świecący się żółcią. Tylko jeden jesion potrafi biegać.

2.

Wsiądźmy do sarny i zapuśćmy silnik. Niech wierzga.

3.

Krótkie spotkania.

2.

Jałta jaźni - "rzeczoznawca sieje". Mam kompas, azymut i sekstans. Gdzie gwiazdy?

Pejzaż zimowy

Pożyczyłem wiele książek, lecz najbardziej żałuję "Uśmiechu u stóp drabiny", bo się ładnie wspinał. Gwoździk w ścianie, nad biurkiem. Płaszczyk śniegu skradziony w taksówce. Teraz tylko strzępy bieli, dookoła koła - jak "iluzja strachu", który przeczuwamy będąc starszą kobietą telefonującą w przedpokoju.





Skończyłem czytać "Księgę niepokoju", teraz mam wybór: Andrzej Bart albo "Agadir". Wersja robocza zimy czeka w "Do wysłania". Nikt nie zdaje sobie sprawy jaką tragedią byłby brak cudzysłowu. To kiepskie zdanie, lecz bardzo prawdziwe. Zakładasz te kreseczki jak kradziony zegarek.

niedziela, 23 listopada 2008

Klub "Polonia"

n

Co sprawia że bilans powietrza jest wciąż taki sam
czy sumo jest pierścieniem błyszczącego Saturna
do jutra
do jutra
most upamiętniający wyboje na ścieżce
którą szliśmy
pełni jak worki jabłek pełne pachnące

Im człowiek

Im człowiek starszy tym bardziej docenia

zwyczajne palonko niczym nie spidowane

pali sobie i nuci czasem patrząc w trapez

na którym się jaźń kołysze jakby udawała

sobota, 22 listopada 2008

11

Dzisiaj dowiedziałem się, że w lutym zmarła Janina Zofia Klawe, tłumaczka. Wczoraj chciałem pisać o jakimś wspomnieniu, ale o nim zapomniałem.

poniedziałek, 17 listopada 2008

Błętkit wykonany kością

W odległości od Repertuaru wybrzmiewał pisk pokryty zwierzęciem łudząco podobnym do kuny. Przypatrzyliśmy się z bliska.

niedziela, 16 listopada 2008

Wydumanie

Wydumanie arbaty i kolejności posągów wzmogło panującą dookoła ciszę. Nikt nie śmiał podnieść nogi, nikt nie odważyłby się zapukać do kolana i czekać na zysk. Przewieszone przez kitarę struny nie reagowały, radio nie grało, firany zasmuciły się wielce patrząc na błyszczące Centrum. Plan przemielił molo i wyłożył nim luki w boazerii. Dziara wschodzi na miejsce reklamy.

Plumkają żabki i story nań zawieszone. Historia kładzie koleiny i pisze połączenie. Centrum jest wypolerowane jak krawędź szyny: kwadracik z podwiązką. Wyświetlamy tylko opozycję.

Repertuar wznosi toast i klaszcze utargiem.

sobota, 15 listopada 2008

5

Wokal pamięta takie zdanie z dzieciństwa, stosunkowo często wypowiadane przez ojca: "Raz w roku nawet grabie strzelają." Podnosi drinka i wymierza go prosto w nasze uszy. Równocześnie.

Kryzys przysięgowy

"Prawo magdeburskie!", zawołał Repertuar próbując wytrząsnąć z ucha resztki sabotażu, jaki planowali dwanaście lat temu Dixie Jazz w Imperium Osmańskim. Format i ja popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem. Człowiek ma pięćdziesiąt osiem lat i jeszcze wypala zboże nim dojrzeje!
- Jak żyjesz, Rep?
- Wszystko w porządku, Rep?
Zapytaliśmy nieomal równocześnie.
- Wszystko dobrze, chłopcy. Chodźmy się napić. Odparował Repertuar.

Pomoc i Format wybierają owoce na targu. Przyglądają się badawczym wzrokiem gruszkom, śliwkom i jabłkom. Nacinają owoce maleńkim nożykiem ukrytym w mankiecie. Za skrzynkami pełnymi dobrodziejstw natury stoi Wokal i pilnym wzrokiem patrzy na elektryczność.

- Była tutaj zanim jeszcze postanowiłem pooglądać program. Grzmi od czasu do czasu, po czym wyciera do pełna i pakuje na tylne siedzenie.

4

- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Trójka kołysze i zapada w pamięć jak zakładka w książkę wpada, by po chwili wyczarować dwójkę tańczącą na samym tylko brzegu, brzeżku stołu. Biodra oparte o dłonie, aż dziw, że nie wypadną z łożyska miednicy.
- W miednicy myliśmy najmniejsze dzieci. Moje rodzeństwo było liczne i nieskore do żartów. Wszyscy z poważnymi minkami czekali na swoją kolej. Matka brała delikwenta w prawą rękę, lewą dzierżąc mydło. Płukała myśli długo i swobodnie.
- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Dwójka przestaje dawać radę, patroszy koło "przejścia i wyjścia" z taką niezdarną siłą, że patrzący z klęczek powstają i biegną co sił w krzyku, by tylko domyć barwnik przemierzający ręce.
- Matka brała w ręce i nie wypuszczała, przepuszczając wodę przez sito kanałów i kanalików wyrzeźbionych w jej naskórku przez najmniejsze dzieci.

Podnoszą się trąbki podchodzenia. Idąc w głąb sali dostrzegamy już lekko pijaną Wokal, jak tańczy przy oknie, co chwilę wznosząc w górę toast.
- Gdzie jest Repertuar?
- Nie mam pojęcia, sprawdźmy tamtego Murzyna.
- Nie, nie - popatrz!

Repertuar wyglądał jakby wypił dwa tuziny nawigacji, przepalając je 23`ką. Format nastąpił mu na odcisk i zagwizdał w ucho.

piątek, 14 listopada 2008

3

Dogranie wyczarowanego złomu wystarczyło jedynie na pominięcie drutów. Barak okalały klęczące figury. Postanowiliśmy szybkim krokiem zbiec zza wyłomu i paść, robiąc w locie kilka pompek. Owoce wylęgały na światło dzienne, powoli zapełniając pachnące drewnem skrzynki. "Wyjmij kieszeń z noża!" zawołała Format. "Już, już, momencik!" odpowiedział Pomoc.

- Jakie potężne wygibasy!
- Masz rację, wyglądają jak korzyści osobiste.
- Albo jak kuszenie.
- Nie, nie przesadzaj - wyjęcie nogi przez okno o niczym nie świadczy.
- Ale Repertuar wspominał o nowym kodzie kreskowym...
- Nie przejmuj się Repertuarem. Mamy poważniejsze zmartwienia.
- Jakie?
- Na przykład umieścić mięśnie w szklanym pojemniku, nie pamiętasz?!
- A, no tak, tak. Pamiętam.
- Więc - do roboty!

Drganie wywindowanego w ziarno pomysłu obklejało cały korytarz. Burak sterczał zieloną wiechcią. Pokolorowawszy kamienie na czarny wyjąłem kieszeń z noża i rozejrzałem się:

pompka

w sens


wbita
jak pojemnik



- Dostrzegam tylko Wokal, jak sobie podśpiewuje pod nosem zbereźne piosenki; poza tym nie widzę nic, nic nie potrafię powiedzieć. To wszystko wygląda na pozór rytmicznie, ale znać, że rzuty prostokątne powoli wychodzą z mody. Dżungla ściele posłanie na przyjście zabawek.