środa, 30 grudnia 2009

czwartek, 6 sierpnia 2009

Dobrobyt dzieci

Spociłeś własnoręcznie wykonaną naklejkę.
Teraz wystarczy dwadzieścia dwa tysiące i koniec.

sobota, 1 sierpnia 2009

Punkty

ChoĆ nie mam w butonierce buta,
laski łapią mnie za fiuta i wołają:
"Daj koruta! Daj koruta!"

wtorek, 14 lipca 2009

Nieporadna, lecz cóż to?

Wypadało by wpierw przygmocić
raz i drugi, żeby rozhuśtać
fragment wywołujący mdłości,
by później spokojnie obserwować
miłość.

sobota, 11 lipca 2009

Fiat Panda

Mieć taką banię, żeby
mieszkać w kranie.

piątek, 19 czerwca 2009

Pytanie skierowane do Wojciecha Stępnia

Czy istnieje zdanie na które nie byłbyś w stanie odpowiedzieć "nieprawda"?

sobota, 23 maja 2009

Twierdzenie pierwsze

Ludzie, kupujący kiwi dzielą się wyłącznie na dwie kategorie: ludzi, którzy lubią kiwi oraz ludzi, dla których kupienie kiwi coś znaczy.

piątek, 22 maja 2009

PL/UK

Dobrze jest czasem kątem oka krzesło,
lecz lepiej chyba imię kochanki.

Owocne owoce plączą się pomiędzy,
czyż nie brakuje mi przypadkiem pieniędzy?

Czyja to czapka, którą noszę na swej głowie, opamiętawszy się z dymu?

czwartek, 21 maja 2009

Marta Wyka miała męża lajkonika (fragm.)

Marta Wyka, Marta Wyka -
miała męża lajkonika! Raz
wyszedłszy za krużganek
zdumiał się: to teleranek?!

Co niedziela ziarno zbierał,
aż tu nagle Pan Generał:
"Mójże drogi - patrz pod koła,
bo Cię jeszcze kto zawoła."

(...)

czwartek, 14 maja 2009

"halfka" to mój pseudonim

pieśń panów: zbyszka i leszka zbliża się wozami do małego miasteczka
(namiastkę orzeszka) - lejce się śmieją

ukłon nie wadzi (nawet tło poklasku) ? opóźniasz kreolkę

\ dj ] podkład [ wobec ! układ

"poławiałem perły rosiane po świecie
później gotowałem małże w gorącym
garnuszku (mam kociołek w zupie)
J : U : K : U :T :"

niedziela, 3 maja 2009

Aplikacja pamięta

Najpierw się obudziłem o siódmej,
by zasnąć

i obudzić się już na dobre za dwadzieścia
ósma. Po toalecie poszedłem do pani Krysi
odebrać spodnie i ich zacerowane krocze

(kieszenie również). Zjadłem śniadanie:
śledź i dwie kanapki [kawa], później
ojciec mnie podwiózł [Sułkowice Zielona].

Spacerowałem z Magdą i wypiłem piwo
za cztery złote, w promocji, Pod Jaszczurami.

Później obejrzałem "Dziennik Nimfomanki" w kinie
i przespacerowałem się z Magdą aż na Podgórze.

Teraz piszę ten wiersz po kolejnych czterech piwach
[karpackie supermocne] i po obejrzeniu
"Dziękujemy za palenie"; zjadłem dwa sudafedy
i dziewięć (dziesięć?) acodinów,
opaliłem dwie lufki, wciągałem tabakę,
leci "Last Days" van Santa,
Mikołaj dzwoni do drzwi.

Jem białe mięso młodego Murzyna.

piątek, 20 marca 2009

Miły kawałek

1.

Bez gry wstępnej: wyszedłem do kuchni
by zjeść cztery kanapeczki, wypić kawę
i zapalić papierosa. Podczas "posiłku"
czytałem skandynawski kryminał o
szwedzkim policjancie. Jeślibym musiał
w tym momencie przyznać, co skłoniło
mnie do całej reszty - wskazałbym siebie.

2.

Jeślibym już chciał wskazać siebie,
musiałbym użyć fragmentu "siebie".
Nie wiem czy gramatyka to przewidziała.

3.

Hehe, pewnie tak.

czwartek, 26 lutego 2009

Połknąłem banknot

i go rozmieniłem.

Edycja

Próbowałem wejść na bani do mieszkania, ale zamiast klucza wyjąłem z kieszeni 10 złotych. Na drzwiach nie zrobiło to żadnego wrażenia.

niedziela, 22 lutego 2009

Rymy Pauliny

Co wynosi na ołtarze idzie w parze
z gotowaniem na parze: warzywa
są zdrowe, bo: po połowie dzielę
połowę pieczywa, zostaje niewiele.
Te trele-morele i już łóżko ścielę,
gdzie Paracetamol Virginia, słodka
jak Pinia. Jebie mnie twoja opinia.

W mig do zupy,

kościotrupy!

piątek, 20 lutego 2009

Z cyklu "Cykl cyklu" (jeszcze jeden fragment)

(...) ale najbardziej straszą takie proste "odkrycia"
Jak na przykład teraz: rozdźwięk pomiędzy
Tym co myślę mówię i robię

Też o tym pomyślałem, żeby tak powiedzieć.

Śniło mi się, że piłem z Podgórnim, ale po chwili okazało się, że tak naprawdę siedzimy przy stole i jemy fasolę.

środa, 18 lutego 2009

Pointa

Lakiernik mnie złapał
pytaniem: czy kiedykolwiek
ruchałem Mastalerz? (nazwisko
zmienione na potrzeby redakcji).
To dzieje się tutaj - w uścisku szczura
wyrażonym ważeniem wrażenia. Popatrz
na siebie.

Własność

Prokurować planetę -
zajęcie sięgające końca.
Kołatka u drzwi wystukuje
rytm właściwy przesunięciom
akcentu, który wyrażony płynem
dotyka sedna. Tutaj załamanie dnia
wobec którego człowieczeństwo pławi
się w dywagacjach dotyczących krzepliwości
krwi; "wyrazić łodygę poprzez kazamaty jaja -
oto jest sukces. Ilekroć Milena
docieka dna."

piątek, 13 lutego 2009

czwartek, 5 lutego 2009

Nigdy nie wiedziałem

kiedy skończyć, jak i nigdy nie wiedziałem kiedy zacząć. Ta kompromitacja czyni mnie przodownikiem rzeczy: wypływałem znad źródła i szedłem w stronę pachnących zbóż, z każdym krokiem strzelając sobie łyka. Dopiero przy końcu zrozumiałem, że "łyko" ma także roślinne konotacje. Wtedy zaprzestałem.

Chciałem dopisać obrazek, ale nie jestem w stanie. Niech przyjazd mówi za siebie.

sobota, 24 stycznia 2009

Kombajny

Jak się jej bliżej przyjrzeć, to się może wydawać, że Anka zwykła dziewczyna, że plecak nosi jak inni, w jej wieku, to jest w liceum już, na początku samym, zaraz po gimnazjum, jakby dopiero co z wody wyszli i jak te psy się otrzepywali, mocząc wszystko dookoła. No i Anka - rzeczywiście, spokojna jest, a i ładna całkiem, na lekcjach się rzadko udziela, ale to tylko nieśmiałość wrodzona. Wrodzona? No ojciec zawsze był milczek, jak sobie Anka wspomni, to zawsze jak matka awantury robiła to ojciec cicho siedział, i w sumie to się Ance to podobało, że nie jest jak u innych w domach, że ojciec matkę opierdoli i ta cicho siedzi. Co prawda, to prawda: matka Anki jak się już zaczynała wkurwiać, to na całego, a histerii przy tym!, a krzyku - o jezus. No i klnie matka strasznie nieprzyjemnie, czego sobie Anka zabroniła, no ale - wiadomo - się wyrwie od czasu do czasu. Trudno.
Anka ma siostrę, Irenę, to jest całe jej rodzeństwo, ta Irena, starsza, mądra zawsze, na rolniczym teraz, technologię rozrodu czy coś tam studiuje i się z niej Anka podśmiechuje czasami, ale to tylko jak chłopak Ireny zacznie, bo on to zawsze taki śmieszny. W domu Anki spokój, mieszkanie małe, matka z ojcem na tandecie mają budę z hamburgerami, więc nic nadzwyczajnego, ale się Anka wstydzić przecież nie będzie. Poza tym matka świetnie angielski zna, inteligentna jest, no klasa, jak się do innych matek porówna. Tylko, no musiała Irenę urodzić, a i później nie było czasu, żeby coś lepszego znaleźć. Na poczcie chwilę pracowała, ale to tylko chwilę. No nic.
"A idże już w ogóle, bo cię słuchać nie mogę" - tak teraz matka do ojca, ale nie żeby to to. Anka tych całych patologicznych historii nie znosi i w ogóle to myśli, że to jest poprzesadzane na wyrost i niepotrzebne w chuj. Tak myślę właśnie i nie wiem też dlaczego starałam się pisać w trzeciej osobie, zamiast sobie spokojnie, tak jak jestem. I dlaczego teraz też napisałam "starałam się", jak się to teraz, w tym momencie staram. No trudno. Jestem w takim momencie, że mi ciężko jest strasznie, bo w szkole do dupy i w domu też nie za bardzo. Wczoraj mnie tak wkurwiły te dwie pizdy, że aż chciałem powiedzieć Ance, żeby na następny raz spróbowała je opluć, może to poskutkuje, a jak nie, to niech przynajmniej wreszcie to zgłosi wychowawczyni albo coś w tym stylu.
Co można zaproponować tak na teraz, żeby w miarę ciekawe i z betonu było? Jak przenieść ten socreal cały w to teraz, kolorowe i szklane, nie narzekając przy okazji? Tego Anka nie wie, jak i nie wie skąd i po co jest teraz używana, i w jakim kierunku, i że nie powinna się godzić na to "używana", bo to jest uprzedmiotowienie i nic innego to to nie jest. Zwyczajnie.
Przychodzi na myśl taka historia, w której by się opowiadało o na przykład takiej inteligentnej dziewczynie, która zaraz po gimnazjum postanawia nie iść do jakiegoś liceum jebanego, tylko do zawodówki i później zapierdalać po prostu, pracować dużo, bo to teraz wszyscy po tych liceach, wszyscy, kurwa, na studia i nic więcej, po prostu: papiery mieć, wsadzić je sobie w dupę głęboko, żeby się przyjemnie zrobiło, z pięścią razem, tak, żeby to gardłem wyszło i wypadło na biurko jakiejś pizdy z sekretariatu, co do pracy przyjmuje. Ale to nie ma większego sensu. W ogóle nic nie ma większego sensu, nawet ten sens sam jest jak bułka przekrojona na pół, a w niej nic, nic nie ma. A jak się lodówkę otworzy to w chuj wszystkiego oczywiście, ale całe to odwijanie z folijki, to rozpięczętowywanie, wykładanie, układanie, sranie, tak odstręcza, że się bułki nawet samej nie je, tylko fajkę skręca i idzie na kanapę. A ta kanapa to jest już masłem posmarowana i my na niej za tę szynkę robimy, też w folijce, tylko, że nikt tego jeść nie będzie, to i może być kanapka z szynką owiniętą w folię i jeszcze z naklejką z ceną, tak to głupio wygląda, no ale jest nieużyteczne, więc nie ma sensu płakać.
Marzą się kombajny, czerwone i wielkie, i te uśmiechy jak te kombajny, też czerwone i wielkie, takie, że aż na pół nieba, że chałpę zasłaniają, ale w słońce nie wchodzą i jest taka czerwień metaliczna, błyszcząca, świeża i wieczna, jak miód, jak miód na przykład. Ance się śnią takie kombajny, jeżdżą po jej głowie, koszą i pakują całe to gówno złote jak zboże, które w jej głowie się sadzi gdy wstaje i rośnie przez dzień cały, codziennie, odkąd pamięta, że jest. I w nocy te maszyny ścinają i cienkim, metalowym drutem oplatają, żeby później zostawić, esencję zrobić, do zalania tylko, na kilka herbat i bez tych torebeczek pierdolonych, co później gniją po popielniczkach tylko po to, żeby można było łatwiej pety gasić.
Jakem zostawił, tak siedzi w kotłowni i do pieca przykłada, nie bacząc na czas i na brud dookoła, że już całe ubranie upierdolone tą sadzą, że popiół trzeba wygarniać dokładnie i wynosić do kontenerów. Tak by przerobić te kosze metalowe, zielone, i odmalować ładnie, żeby farbą pachniało na wieś całą, tak mocno, co by się wszyscy potruli wokoło i napruci tymi wyziewami chodzili do pola, sadzić i zbierać, sadzić i zbierać. Jak sie jajko na patelnię ze skorupki wypuści i podkręci gaz, to żeby tak jak to sadzone, wybrać od spodu łopatą, a wpierw łopatę z ziemi wyjąć i opłukać, żeby czysta, a później prosto na talerz i niech żre, niech rośnie ziemisty, brudny już od wewnątrz, od środka, tak, że później ten syf z pieca się sypiący już szkody nie robi, a tylko tarczę, zbroję, kurwa, pancerz ciało okalający, że już nie można ani dzidy ani noża wbić i nieśmiertelny niech po wsi chodzi i o kombajnach mówi wszystkim. To się śni.
Ancyne oczy pełne takiego drzewa, najpierw w lesie ściętego, później w dom dowleczonego, rąbanego z ojcem i do drewutni noszonego, co całe jest w czasie przyszłym i nie ma ani rośnięcia, ani szumu drzew innych, lasu, nie ma ptasiego śpiewu, co by do spania zachęcał jak i do wstawania naraz, że jest i śpiące i obudzone jednocześnie, w tym teraz, co to dopiero będzie, bo tak się o nim mówiło. I samo to, że się mówiło, już się w oczach Anki nie mieści, choć ktoś to przecież tam w sobie pewnie i ma, to Ankę nie obchodzi.
Jakby folder z bazą tekstur w worek włożyć i zawiązać, na środku pola położyć, to i tak jak te snopki świeci, w nocy coś wskazuje, a już na pewno jak latarnia - chroni. Byleby nie mieć odwagi na sprawdzenie czy się udaje, czy coś z tego rośnie, a tylko się w domu zamknąć, w tej chałpie z mosiądzu i kaptur na łeb, i można do klasztoru, z modlitwami razem śpiewać. Miasto ze wsi zrobić, przebudować wszystko, pięć złotych w wieś włożyć i tylko naciskać klawisz na pojedynczej stawce, a klawisz się świeci, ciągle jak we ćmie się gasi. Bo to jest tak chyba, że one do światła, bo w nich jest biegnięcie, takie jak to szkolne, z zajęć na czas i ocenę, tylko, że już to piąty raz ta sama klasa i już się starać nie trzeba, już nikt nie potrzebuje.
Anka wspomina, jak się do gimnazjum dostała i już na wstępie mówili, że kocówa będzie, że pisakiem na czole, ale nic z tego nie wyszło. To stąd ta pewność i zarozumienie, jakkolwiek by pomylić.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Goszcząc koruta w głowie / mózgu

Seremet leżał w przedpokoju
przez chwilę
"kurwa penicylina; kurwa
penicylina"

milczenie Seremeta rozlega się
w krzywdzie przędzy
nałożonej na wrzeciono
by rozpoznać czyrak

Stępień wodzi Wodeckim wzroku
Seremet powstaje wysiłkiem lub z nim

czwartek, 8 stycznia 2009

środa, 7 stycznia 2009

Dworzanin


Tuoczenie szaty " tłoczenie masła
pod pasek wkładamy garść słomy
liczne porównania tamują koper
marynaty jak młodzież na półkach
z odzieżą dostępną jedynie
dla pełnoletnich dla sklepu
z kurą nabitą na jajo " kura nie
dociera do gałęzi krzyku na której
rozwieszam pranie



Z "Wykładów o pozornym dostępie" (fragm. 2)

Mając w pamięci naczelnego wieży "dobrze, dobrze", jako implikację wyglądu przyjmujemy - "Jest takie Z dla którego KWIAT wynosi 4". Później już z górki.

niedziela, 4 stycznia 2009

Z "Wykładów o pozornym dostępie" (fragm.)


Przedmiotem badania jest ograniczenie idiomu "innymi słowy" warunkowanego przez pojęcie "kwantyfikatora". Pozorna trudność schematu wynika z jego podzbioru, jaki tworzą linie wydzielające przestrzeń obiektom znaczeniowym. "Innymi słowy": wobec "wokół" kołysze się - niczym pierścień planety - werbalizacja dostępu.

czwartek, 1 stycznia 2009

Co`

Cena, jaką widzę, odwróconą do góry nogami - jest fragmentem
ulotki reklamującej pizzerię. Wszystko leży na biurku i mam
stały ogląd. Dlatego warto zaufać faryzeuszowi oprowadzającemu
królewską karocę po pałacu.

Wiktuały.

Wierność.

Człowiek
LEOPARD
Człowiek



Wspinaczka pod górę skrywającą złoto. LEOPARD.

Wymysły. Człowiek LEOPARD Człowiek

Goście.

Karawana płaczu przechadza się alejką. Wyjątkowo ciemno.

`Co

Mówi Kozi:

"Półświadome kontakty z kobietami po tym gąszczu są ezoteryczne jak Bob Marley w metalowych slipach."

Mówi Podgórń:

"Jak nie ma przecinania i wypluwania mózgów to jest bardzo ciekawe."

Słuchają się nawzajem.
Nazywają rzeczy.
Poszukują procy.
Umysł nakładają jak kamień.
Płonący krzemień.
Kościec.
Kreskówka.
Podwieźć życie łapiące stopa.

środa, 31 grudnia 2008

Pod choinkę

Jako, że ostatnie dni upływają (ęły) bardzo pracowicie - modelki mają wolne a krasnoludki bazują.

Poniżej - fragment przygotowywanego poematu pt.: "Wesoła Hrabina".

"(...) Walencja miłości kontra wenecja zła jak kryzys w czasach kryzysu.

P o d r a p a ć s i ę
oto jest kmina. Ścięgna
kołyszą łupinę poranka.
Drapię się drapaczką
po drzewie głowy.
Wspinam na górę
haczyk do ryby.
Olaboga! Drapać, po
drapać. Jasne i mocarz
jak ziarenka w jabułku
z drzewa dobra i zła
pomieszkującego w
mojej głowie. To Murzyn. (...)"

i autoportret:

sobota, 20 grudnia 2008

91

Śni mi się, że Madzia śpi obok, a ja - jak niemy DJ, puszczając Cheta Bakera - wywołuję w niej sen o bezprzewodowości.

środa, 17 grudnia 2008

Skreśliła mnie z listy

Historia kultury, nuda jak skurwysyn.
Rysowałem wieszak. Za oknem hotel
"Fortuna". W pomieszczeniu ciemno,
bo rzutnik goreje.

Chrystus Pantokrator zdobi ryj prowadzącej,
kiedy wejdzie w zasięg.

wtorek, 16 grudnia 2008

Z cyklu "Cykl cyklu" (dwa fragmenty)

(...)

Bohaterem historii jest żołnierz i dilerka gazu
Trudniąca się czynnością a także sklejaniem

(...)

Łupiny na balkonie codziennie codziennie
Nadmiar sęsu którym podlewają mięso

(...)

niedziela, 14 grudnia 2008

Przesuwanka

Wchodzisz do wielkiego, średniowiecznego zamku, gdzie - po otwarciu frontowych drzwi - widzisz olbrzymią, kilkumetrową szklaną lufę a wokół niej błaznów biegających z równie monstrualnymi wyciorami i mówisz:

- Ale tu przepych.

piątek, 12 grudnia 2008

Mandarynka

Pierwsze zdanie, jakie wypowiedziała tuż po przebudzeniu: "Chyba zostanę weganką."

184

Dzielenie estetyki na "kategorie" jest jak metafora, której można by użyć, lecz się jej nie używa, przy obopólnym (?) zrozumieniu zasad (?). Winnem jestem teraz wyjaśnić pojawiające się we wcześniejszym zdaniu pytajniki. Otóż: "obopólność" możemy przetłumaczyć jako "mutuality", czyli - idąc za tropem ogrodu (?) - zmutowanie człowieka (!).

czwartek, 11 grudnia 2008

39

Pracowałam wówczas w zabierzowskim Gellwe, przy pakowaniu napojów energetyzujących. Byłam jak limitowana seria coca-coli: dla wszystkich, a jednak kusząca i oryginalna. Jednorazowa jak te plastykowe siatki, co je ze sklepów wycofali na rzecz rozkładających się (!).

niedziela, 7 grudnia 2008

Solondz

Pozwól brodzie rosnąć powoli, nawet jeśli mam na myśli część ciała, tę ze skóry, tutaj.

sobota, 6 grudnia 2008

Wracając busikiem

Historia jest dosyć ciężkostrawna: wyjeżdżających z Krakowa w stronę Mogilan żegna reklama akcesoriów budowlanych z hasłem "INTELIGENTNY BUDYNEK". To jeszcze nic takiego. Otóż, będąc kiedyś w Świnoujściu, wychodząc z knajpy i chcąc się wysikać, napotkałem ten napis na ścianie surowej, niewykończonej kamienicy. Sprejem. "INTELIGENTNY BUDYNEK". I kiedy tylko zacząłem sikać, tuż obok napisu, z okna nade mną wychylił się kudłaty łeb i donośnym, lekko zachrypniętym basem powiedział: "Tu się kurwa nie szcza.", a krople jego śliny, gdy tylko przestraszony podniosłem głowę, skropiły moje oczy i na powrót widziałem, trzeźwiejąc jak policzkowany.

piątek, 5 grudnia 2008

Kolor tekstu to drugorzędna sprawa (w Mikołowie, w którym nie byłem)

Tak niewiarygodna bania, że aż w klawisze nie trafiam. Kolega Adam opowiadał: "Nie miałem gumy, chciałem dobrze dla nas obojga, więc przerywany, więc ja w niej, głęboko, coraz głębiej, no i wyjść muszę spod powierzchni, to i wychodzę, i tak wyszedłem, że sobie w oko strzeliłem."

, a później zasypiał. Na czymkolwiek.

O niebezpieczeństwie

Śniło mi się, że ludzie nie piszą pamiętników, tylko "dekamerony".

czwartek, 4 grudnia 2008

Kogo

Podgórni podoklejał (?), bo było dobrze. Jak się naczytam, to nie potrafię swoim.

Obudziłem się i napiłem wody mineralnej widząc tylko story


Brzydzą mnie wasze mieszczańskie przywary, choć nic o nich nie wiem.

  1. {10735}{10759}Teraz, jeśli Pani wybaczy...
  2. {21359}{21431}Ty skurwielu,|gdzie są moje piguły?
  3. {33348}{33396}Bologna.


M
E

niedziela, 30 listopada 2008

Trzy wrocławskie bity

We Wrocławiu, tuż pod hotelem Tumski a za plecami policyjnego
patrolu, Ryba opowiada: "Synek, kurwa, rozumisz - ja od
gówniarza mam przejebany instykt antypałowy. Takim szczylem
byłem, pięć może lat miałem, się bawię takim żółtym
samochodzikiem, ale chujowy był strasznie, bo cały z plastiku,
no i bawię się tak w tę i tamtą, aż tu nagle, kurwa - idzie
chuj za mną! [tutaj Ryba obrazuje], no to ja spierdalam!,
kumasz, kurwa, synek, pięć lat miałem, gówniarzem byłem..."

Na koncercie Chłopomanii rzuciłem się ze sceny ale nikt mnie
nie złapał. W rezultacie popsułem telefon. Brak komórki ("brak
komórki"!) uświadomił mi, że "dawniej" ludzie poświęcali
więcej czasu na opowiadanie sobie tego całego "między".

Kiedy rozgrywają się te wszystkie historie, które się nam przydarzyły, a o których rozmawiamy spotykając się, skoro każde spotkanie spędzamy na opowiadaniu sobie historii?

czwartek, 27 listopada 2008

Kładka

Upławy matrycy wyglądają jak facebook. Żeby zostać czyimś znajomym udawaj dzika: "posłużyć się posturą Wielkiego Arka". Kasta:

kawałek

- kłopot z Haiti jak pożyczanie raźniej.

środa, 26 listopada 2008

Niedźwiedź wyczerpany


Wstąpiło we mnie jedzenie, ale nie znalazło hajsu - jeno tanie karty, bez dwóch waletów.








Wczoraj przywiozłem pierwsze rzeczy, dzisiaj drugą partię. Teraz stoję na balkonie, a balkon cały się kruszy, betonowy koszyk, i palę papierosa. W dole jakiś facet zdrapuje billboard, już nawet nie widzę, co wcześniej mógł reklamować.
Pokój jest niewielki, pięć kroków na trzy, spartańsko, ascetycznie urządzony. Jedna szafa, dwa materace, dwa stoły, maleńka sofa i roślina. Podgórni przyjedzie jutro, dzisiaj jest poniedziałek. W kuchni nie ma praktycznie nic, pokój współlokatora zamknięty - ten będzie w środę. Teraz czeka nas przewożenie książek, układanie rzeczy, dzielenie się półkami. Drewniana podłoga, nie obita linoleum, to dobrze. Za pół godziny mam zajęcia, muszę się zbierać.

[...]

Na ukraińskim kombinowałem z Kościólkiem w jaki sposób można usprawiedliwić siedem nieobecności nie powołując się na fikcyjną śmierć w rodzinie. Do niczego nie doszliśmy. Jedynie Natalia zaoferowała pomoc przy załatwieniu zwolnienia. Coś się wymyśli, jakoś się wybrnie z tej absencji. W końcu jest dopiero listopad.
Byłem jeszcze w pracy, zostawić raport godzinowy za zeszły miesiąc w którym przepracowałem ledwie jeden dzień. Ale czterdzieści złotych piechotą nie chodzi, a tym bardziej kont bankowych nie odwiedza, więc się te pieniądze przydadzą. Jak każde.
Słucham Deerhof i piję sok wieloowcowy. Magda ma przyjść za półtorej godziny. Co jakiś czas wychodzę zapalić, biję się z myślą, żeby czytać "Rozmowę w <>", którą zacząłem w zeszłym tygodniu. To jest dobra książka, dobrze napisana. Ogoliłem się i obejrzałem kuchnię. Nic w niej ciekawego nie ma, ale przywodzi na myśl takie mikroskopijne, serialowe kuchnie, w których biedne rodziny rozpoczynają dzień od kawy i kanapek. I dobrze.

[...]

Oglądałem z Magdą pierwszą serię "X Files", a teraz jest już jutro, bo wczoraj zjedliśmy z Magdą rybę ze szpinakiem i położyliśmy się do łóżka. Podgórni przyjechał, przywiózł swoje rzeczy, rozłożyliśmy je elegancko i posprzątaliśmy pokój. Spotkanie z Bieńczyckim przełożyliśmy na jutro, jutro ma przyjść też Onak. Będziemy rozmawiać o planach. Dobrze, że nie na plantach.
Podgórni poszedł wziąść prysznic, ja przesłuchuję nagrania, jakie udało nam się zarejestrować w mieszkaniu Stępnia dwa tygodnie temu. Pijemy sobie broka i szykujemy się na pierwsze wspólne dragi w nowym mieszkaniu.

[...]

Bardzo smaczne.

[...]

Gówno. Jacek.

[...]

wtorek, 25 listopada 2008

Hazard [szkic]

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
wir
ni
k
87
98 76
67 01 87
87 65 43 21
09 81 07 09 11
76 43 55 28 98 32
16 72 93 17 03 77 63
ju ki tr km ja ew ku
iy bo za wu ks yw
po qi as yu ef jn
id ik yb nq ji
oi uj tr er
ow oq js
ie dx
pi
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i-------//-----//----//-//-----//----//--

72-FN-BH

nagranie 62 / techniką i wychowaniem

3.

Nic nie przeszkadza przy oporządzaniu koni. Klacz "Marika" jest posłuszna i mądra. Jej oczy są jak liście opadłe na jesień: gniją pod stopami, kiedy skradasz się przez las ze strzelbą na ramieniu i aparatem na szyi, próbując dostrzec fraktal kory świecący się żółcią. Tylko jeden jesion potrafi biegać.

2.

Wsiądźmy do sarny i zapuśćmy silnik. Niech wierzga.

3.

Krótkie spotkania.

2.

Jałta jaźni - "rzeczoznawca sieje". Mam kompas, azymut i sekstans. Gdzie gwiazdy?

Pejzaż zimowy

Pożyczyłem wiele książek, lecz najbardziej żałuję "Uśmiechu u stóp drabiny", bo się ładnie wspinał. Gwoździk w ścianie, nad biurkiem. Płaszczyk śniegu skradziony w taksówce. Teraz tylko strzępy bieli, dookoła koła - jak "iluzja strachu", który przeczuwamy będąc starszą kobietą telefonującą w przedpokoju.





Skończyłem czytać "Księgę niepokoju", teraz mam wybór: Andrzej Bart albo "Agadir". Wersja robocza zimy czeka w "Do wysłania". Nikt nie zdaje sobie sprawy jaką tragedią byłby brak cudzysłowu. To kiepskie zdanie, lecz bardzo prawdziwe. Zakładasz te kreseczki jak kradziony zegarek.

niedziela, 23 listopada 2008

Klub "Polonia"

n

Co sprawia że bilans powietrza jest wciąż taki sam
czy sumo jest pierścieniem błyszczącego Saturna
do jutra
do jutra
most upamiętniający wyboje na ścieżce
którą szliśmy
pełni jak worki jabłek pełne pachnące

Im człowiek

Im człowiek starszy tym bardziej docenia

zwyczajne palonko niczym nie spidowane

pali sobie i nuci czasem patrząc w trapez

na którym się jaźń kołysze jakby udawała

sobota, 22 listopada 2008

11

Dzisiaj dowiedziałem się, że w lutym zmarła Janina Zofia Klawe, tłumaczka. Wczoraj chciałem pisać o jakimś wspomnieniu, ale o nim zapomniałem.

poniedziałek, 17 listopada 2008

Błętkit wykonany kością

W odległości od Repertuaru wybrzmiewał pisk pokryty zwierzęciem łudząco podobnym do kuny. Przypatrzyliśmy się z bliska.

niedziela, 16 listopada 2008

Wydumanie

Wydumanie arbaty i kolejności posągów wzmogło panującą dookoła ciszę. Nikt nie śmiał podnieść nogi, nikt nie odważyłby się zapukać do kolana i czekać na zysk. Przewieszone przez kitarę struny nie reagowały, radio nie grało, firany zasmuciły się wielce patrząc na błyszczące Centrum. Plan przemielił molo i wyłożył nim luki w boazerii. Dziara wschodzi na miejsce reklamy.

Plumkają żabki i story nań zawieszone. Historia kładzie koleiny i pisze połączenie. Centrum jest wypolerowane jak krawędź szyny: kwadracik z podwiązką. Wyświetlamy tylko opozycję.

Repertuar wznosi toast i klaszcze utargiem.

sobota, 15 listopada 2008

5

Wokal pamięta takie zdanie z dzieciństwa, stosunkowo często wypowiadane przez ojca: "Raz w roku nawet grabie strzelają." Podnosi drinka i wymierza go prosto w nasze uszy. Równocześnie.

Kryzys przysięgowy

"Prawo magdeburskie!", zawołał Repertuar próbując wytrząsnąć z ucha resztki sabotażu, jaki planowali dwanaście lat temu Dixie Jazz w Imperium Osmańskim. Format i ja popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem. Człowiek ma pięćdziesiąt osiem lat i jeszcze wypala zboże nim dojrzeje!
- Jak żyjesz, Rep?
- Wszystko w porządku, Rep?
Zapytaliśmy nieomal równocześnie.
- Wszystko dobrze, chłopcy. Chodźmy się napić. Odparował Repertuar.

Pomoc i Format wybierają owoce na targu. Przyglądają się badawczym wzrokiem gruszkom, śliwkom i jabłkom. Nacinają owoce maleńkim nożykiem ukrytym w mankiecie. Za skrzynkami pełnymi dobrodziejstw natury stoi Wokal i pilnym wzrokiem patrzy na elektryczność.

- Była tutaj zanim jeszcze postanowiłem pooglądać program. Grzmi od czasu do czasu, po czym wyciera do pełna i pakuje na tylne siedzenie.

4

- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Trójka kołysze i zapada w pamięć jak zakładka w książkę wpada, by po chwili wyczarować dwójkę tańczącą na samym tylko brzegu, brzeżku stołu. Biodra oparte o dłonie, aż dziw, że nie wypadną z łożyska miednicy.
- W miednicy myliśmy najmniejsze dzieci. Moje rodzeństwo było liczne i nieskore do żartów. Wszyscy z poważnymi minkami czekali na swoją kolej. Matka brała delikwenta w prawą rękę, lewą dzierżąc mydło. Płukała myśli długo i swobodnie.
- Plumkają żabki swobodnego wejścia. Dwójka przestaje dawać radę, patroszy koło "przejścia i wyjścia" z taką niezdarną siłą, że patrzący z klęczek powstają i biegną co sił w krzyku, by tylko domyć barwnik przemierzający ręce.
- Matka brała w ręce i nie wypuszczała, przepuszczając wodę przez sito kanałów i kanalików wyrzeźbionych w jej naskórku przez najmniejsze dzieci.

Podnoszą się trąbki podchodzenia. Idąc w głąb sali dostrzegamy już lekko pijaną Wokal, jak tańczy przy oknie, co chwilę wznosząc w górę toast.
- Gdzie jest Repertuar?
- Nie mam pojęcia, sprawdźmy tamtego Murzyna.
- Nie, nie - popatrz!

Repertuar wyglądał jakby wypił dwa tuziny nawigacji, przepalając je 23`ką. Format nastąpił mu na odcisk i zagwizdał w ucho.

piątek, 14 listopada 2008

3

Dogranie wyczarowanego złomu wystarczyło jedynie na pominięcie drutów. Barak okalały klęczące figury. Postanowiliśmy szybkim krokiem zbiec zza wyłomu i paść, robiąc w locie kilka pompek. Owoce wylęgały na światło dzienne, powoli zapełniając pachnące drewnem skrzynki. "Wyjmij kieszeń z noża!" zawołała Format. "Już, już, momencik!" odpowiedział Pomoc.

- Jakie potężne wygibasy!
- Masz rację, wyglądają jak korzyści osobiste.
- Albo jak kuszenie.
- Nie, nie przesadzaj - wyjęcie nogi przez okno o niczym nie świadczy.
- Ale Repertuar wspominał o nowym kodzie kreskowym...
- Nie przejmuj się Repertuarem. Mamy poważniejsze zmartwienia.
- Jakie?
- Na przykład umieścić mięśnie w szklanym pojemniku, nie pamiętasz?!
- A, no tak, tak. Pamiętam.
- Więc - do roboty!

Drganie wywindowanego w ziarno pomysłu obklejało cały korytarz. Burak sterczał zieloną wiechcią. Pokolorowawszy kamienie na czarny wyjąłem kieszeń z noża i rozejrzałem się:

pompka

w sens


wbita
jak pojemnik



- Dostrzegam tylko Wokal, jak sobie podśpiewuje pod nosem zbereźne piosenki; poza tym nie widzę nic, nic nie potrafię powiedzieć. To wszystko wygląda na pozór rytmicznie, ale znać, że rzuty prostokątne powoli wychodzą z mody. Dżungla ściele posłanie na przyjście zabawek.